Każdego lata musi nastąpić ten moment. Pierwszy podmuch chłodnego, pachnącego jak nigdy wcześniej, jesiennego powietrza. Dla jednych podmuch ten jest przykrym akcentem kończących się wakacji. Dla drugich – zwiastunem kolejnego, pięknego sezonu outdoorowego.
Trzeba jednak pamiętać, że jesień w górach to nie tylko zachwycające kolory i widoki, rude połoniny, pomarańczowe liście i dymiące mgły znad polodowcowych jeziorek. Jesień może być porą roku bardzo zaskakującą i tylko odpowiednie dobranie garderoby pozwoli stawić czoła pogodowym niespodziankom. Wszak jak mawiał William James: „Nie ma złej pogody. Jest tylko nieodpowiednia odzież.”
Jesienią idealnie sprawdza się znany i omawiamy od lat patent warstwowego ubierania się na tak zwaną „cebulkę”. Gdy wyruszamy w góry w okresie przejściowym, jakim jest jesień, musimy być gotowi na aurę zarówno typowo jesienną, jak i letnią bądź zimową. Temperatury mogą oscylować w granicach kilkunastu stopni. Bliżej września jest jeszcze duża szansa na pozostałości letnich upałów, od października na nagłe spadki temperatury w okolice zera (i poniżej), a nawet opady śniegu mogą niemiło zaskoczyć turystę na szlaku.
Jesienią trzeba przygotować się zarówno na słońce , jak i znaczne ochłodzenia (fot. Rab)
Pierwszą warstwę ubioru, tak jak w każdym innym sezonie stanowić będzie szeroko pojęta bielizna termoaktywna. Jesienią w większości przypadków wystarczą tylko „góry”, czyli koszulki termoaktywne z krótkim lub długim rękawem. Im ściślej dopasowana do sylwetki będzie taka koszulka, tym lepiej. Wszak jej zadaniem jest stworzenie swoistej „drugiej skóry”.
Zakładanie pod spodnie trekkingowe getrów zaczyna mieć sens dopiero zimą, gdy temperatury spadają mocniej poniżej zera. Wybór pierwszej warstwy lepiej dobrze przemyśleć w oparciu o przewidywaną prognozę pogody. O ile bluzę czy kurtkę łatwo w kilka sekund zdjąć i przytroczyć do plecaka, tak gdy niespodzewanie na grani zacznie prażyć słońce, przebieranie założonej rano w schronisku grubej, merynosowej bluzy na lekką koszulkę najwygodniejsze podczas wędrówki nie będzie. Jeszcze gorzej będzie, gdy leginsy termoaktywne okażą się niepotrzebne. Jeśli więc nie spodziewam się mrozów, zdecydowanie wolę założyć lżejszą, poliestrową koszulkę z krótkim rękawem, a do aktualnej temperatury dostosować się używając warstwy drugiej, zwanej też pośrednią.
Warto jeszcze wspomnieć krótko o podstawowym podziale odzieży termoaktywnej pod względem materiałów wykonania:
Często w roli bielizny jesienią sprawdza się koszulka termoaktywna merino lub syntetyczna (fot. Icebreaker)
Tutaj najlepszym rozwiązaniem będzie bluza polarowa, najwygodniejsze są modele z dodatkiem stretchu, uszyte z takich tkanin jak Polartec Power Stretch. Dobrze gdy bluza taka posiada rękawy zakończone otworami na kciuk – rozwiązanie to pozwoli częściowo osłonić przed wiatrem dłonie, bez konieczności zakładania rękawiczek.
Przy bezwietrznej pogodzie bluza może pełnić nawet rolę kurtki wierzchniej, czyli warstwy zewnętrznej. Klasyczna odzież polarowa nie święci już może takich triumfów jak jeszcze kilka lat temu, ale wciąż w ofercie wiodących producentów outdoorowych znaleźć można multum rodzajów polarów, począwszy od lekkich bluz z kapturem niewiele tylko grubszych od koszulki termoaktywnej, aż po grube kurtki z Polartecu Thermal Pro dla największych zmarzluchów.
Wybierając się jesienią w góry zawsze staram się mieć w plecaku warstwę pośrednią „na wszelki wypadek”, nawet gdy prognozy nie zwiastują mocnych spadków temperatury. Jesienny wiatr potrafi mocno dać się we znaki, choć nawet najcieplejszy polar i bielizna na niewiele się zdadzą bez ostatniego elementu układanki, czyli…
Warstwa pośrednia – najszęściej bluza – to jesienią konieczność (fot. Rab)
Warstwa trzecia, czyli zewnętrzna. Krótką mówiąc – kurtka. Ten element odzieży będzie stanowił naszego asa w rękawie i pierwszą linię obrony w starciu z wiatrem i deszczem. Stajemy tu przed wyborem jednego z dwóch najpopularniejszych typów kurtek. No właśnie: założyć hardshell czy softshell?
Hardshelle (czyli kurtki przeciwdeszczowe) charakteryzują się przede wszystkim użyciem membrany wodoodpornej, dzięki której najlepiej zabezpieczą nas przed opadami. Wybór jest więc prosty, gdy przed wyjściem na szlak prognozowane są deszcze. We wszystkich innych wypadkach –czyli gdy prawdopodobieństwo ulewy nie jest oczywiste – preferuję kurtkę softshellową. Lekki softshell z miękkiego, elastycznego materiału o anatomicznym kroju to kurtka bardzo uniwersalna, która ochroni nas przede wszystkim przed największym jesiennym wrogiem, czyli wiatrem. Dobrze dopasowany softshell nosi się bardzo wygodnie założony na samą bieliznę termoaktywną, bądź na bieliznę plus bluzę. Idealnie gdyby posiadał wysoką gardę do osłony twarzy oraz regulowany kaptur.
Wiatr to jedno, ale w jakim stopniu softshell ochroni nas przed deszczem – to już zależy od rodzaju kurtki. Jak mówi teoria, prawdziwy softshell powinien być pozbawiony membrany wodoodpornej i ochronę przed wodą zapewnia w nim tylko użyty materiał wierzchni i jego impregnacja (DWR). Na rynku outdoorowym znaleźć można jednak mnóstwo softshelli, w których producenci zdecydowali się na wszycie pełnoprawnej membrany wodoodpornej i w takich przypadkach funkcjonalność takiej kurtki zbliża się już mocno do kurtki hardshell. Czy wybrać softshell z membraną? To zależy od ciebie, ale istnieje jeszcze jedna alternatywa.
Lekką kurtkę hardshell, taką jak Precip marki Marmot, możesz mieć zawsze pod ręką (fot. Marmot)
Jeśli nasz softshell nie posiada zbyt dobrych właściwości wodoodpornych, pewnym rozwiązaniem może też być spakowanie dodatkowo do plecaka awaryjnej, pakownej kurtki przeciwdeszczowej. Mogą to być modele takie jak: Marmot PreCip, Rab Downpour czy Patagonia Torrentshell. Takie kompaktowe kurtki ważą niewiele i zajmują tyle miejsca co butelka wody. W razie nagłego załamania pogody mogą być nieocenionym ratunkiem.
Pamiętajmy, że o ile latem niespodziewane oberwanie chmury nie jest katastrofą – jeśli mamy szczęście, to temperatura i słońce błyskawicznie nas wysuszą i jakimkolwiek deszczu zaraz zapomnimy – tak jesienią przemoczona odzież najczęściej nie będzie miała warunków, aby tak szybko wyschnąć na szlaku. Dobrze wiemy że wędrówka w wilgotnym ubraniu jest jedną z najmniej przyjemnych doświadczeń, jakie mogą spotkać człowieka w górach.
Poza właściwym doborem warstw i poszczególnych elementów odzieży, na koniec warto wspomnieć o kilku dodatkowych elementach turystycznego ekwipunku, które mogą być przydatne podczas jesiennych wojaży.
Buff pod szyję. Buff na głowę. Wielofunkcyjna chusta zawsze się przyda! (fot. Buff)
Jesienią na szlakach jakby luźniej, w schroniskach również nie ma śladu po wakacyjnych tłumach. Pozostaje spakować plecak i ruszyć na szlak, bo klimat, kolory i zapachy w górach o tej porze roku niepowtarzalne są i basta. Zima, jak co roku zaskakuje nie tylko drogowców, ale i turystów – korzystajmy więc z jesiennej aury, póki złote liście nie schowają się pod pierwszymi płatkami śniegu. Na ostrzenie raków jeszcze przyjdzie pora.