Tym razem biorę na warsztat kolejny outdoorowy produkt z segmentu ultralight, czyli kompaktową latarkę czołową znanej i lubianej marki Petzl.
Ten francuski producent, którego specjalnością w menu są czołówki oraz szpej wspinaczkowy, regularnie wypuszcza na rynek nowe wersje swoich znanych już modeli latarek, nieustannie je przy tym ulepszając i dostosowując do aktualnie panujących trendów i wymagań użytkowników. Za przykład niech posłuży choćby obecny w sprzedaży od wielu lat, popularny model Tikka. Petzl jednocześnie rozwija nowe projekty, których owocem są tak udane produkty jak szanowny bohater tego artykułu. Panie i panowie, przed wami Petzl Bindi!
Minimalizm czołówki Petzl Bindi to główna, ale nie jedyna jej zaleta
Nie bez kozery użyłem we wprowadzeniu słowa „kompaktowy”. Naprawdę ciężko znaleźć czołówkę dobrej klasy, która charakteryzowałaby się równie niską wagą i małymi gabarytami, a jednocześnie oferowała moc świecenia większą niż odpalona zapalniczka lub światło z telefonu komórkowego. Jedyne 35 gramów to prawdziwa waga piórkowa, dzięki której latarka nie obciąży naszego bagażu, a założona na głowę jest prawie niewyczuwalna. Bez problemu można ją zmieścić w dłoni i bez bólu wrzucić do plecaka, nerki, czy nawet kieszeni spodni jako awaryjne, podręczne źródło światła.
Bindi – prawdziwy maluch, który bardzo przydaje sie w terenie
Przechodząc do samej konstrukcji, latarka czołowa zbudowana jest z dwóch głównych elementów:
Tak kompaktowa, że mieści się w dłoni – tak lekka, że można o niej zapomnieć
Na początek nieco suchych danych, czyli moc i zasięg świecenia na poszczególnych trybach oraz deklarowany przez poducenta czas pracy po maksymalnym naładowaniu akumulatora.
Światło białe | |||
---|---|---|---|
Tryb | Moc | Zasięg | Czas pracy |
Max Burn Time |
6 lm | 6 m | 50 h |
Standard | 100 lm | 23 m | 3 h |
Max Power | 200 lm | 36 m | 2 h |
Światło czerwone | |||
---|---|---|---|
Tryb | Moc | Zasięg | Czas pracy |
Stały |
1 lm | 2,5 m | 33 h |
Stroboskopowy | widoczność z 400 m | 200 h |
Wbudowany akumulator litowo-jonowy ma pojemność 680 mAh, i ładowany jest przy użyciu dołączonego do zestawu kabla micro USB. Awaryjnie nie wsadzimy więc do Bindi popularnego paluszka kupionego w schronisku, ale za to pełne ładowanie trwa bardzo krótko.
Patrząc na powyższe liczby można sobie pomyśleć: „nooo, w sumie to nie powala”. O ile moc świecenia w lumenach jest przyzwoita, o tyle zasięg i czas pracy na mocniejszych trybach faktycznie może nie robić wrażenia. Jednak uwaga, zanim porównacie powyższe osiągi z takimi popularnymi czołówkami Petzla jak modele Actik (segment popularny) czy NAO (segment premium), nałóżcie filtr i przypomnijcie sobie, jaka Bindi jest malutka, poręczna i niepozorna. Stosunek parametrów świecenia do gabarytów i wagi wypada tu naprawdę korzystnie. Musimy się zatem zastanowić, do jakich zastosowań Petzl Bindi będzie najlepsza i kiedy będzie miała szanse służyć na najlepiej.
Złącze USB pozwala bardzo szybko ładować czołówkę Bindi
Idealna latarka do codziennych, wieczornych treningów trwających maksymalnie 2-3 godziny. Bądź treningów popołudniowych, które mogą się przeciągnąć aż po zachód słońca. Bindi nada się również na trailowe zawody, których start będzie krótko przed wschodem i będziemy musieli doświetlić sobie pierwsze 2-3 godziny biegu po względnie łatwym terenie. Zastosowaniom biegowym sprzyja niska waga i komfort noszenia.
Muszę przyznać, że do regularnych wybiegań (a często wychodzę na trening po zmroku) nie używam od dłuższego czasu niczego innego, a kilka czołówek w szufladzie leży… Petzl Bindi nie nada się jednak na główne źródło światła podczas dłuższych, nocnych tras w terenie. Z jednej strony przez swój krótki czas świecenia, z drugiej strony przez krótki zasięg i mocno rozproszone światło. Nawet tryb najmocniejszy wystarcza najwyżej na znajome, leśne czy parkowe ścieżki, ale na kamienisty zbieg w Karkonoszach czy Górach Stołowych już bym się nie wypuścił. Tu jednak solidny snop światła jest niezbędny.
Nie można też zapominać o roli czerwonego światła pozycyjnego przypiętego do plecaka, którą wyśmienicie może odgrywać Bindi oraz o roli czołówki zapasowej. A część poważniejszych biegów górskich wymaga takiego właśnie dodatkowego oświetlenia jako element wyposażenia obowiązkowego.
Tutaj, podobnie jak do zastosowań biegowych, czołówka Petzl Bindi będzie idealnym źródłem światła, gdy potrzebujemy wyjść ze schroniska chwilę przed świtem albo gdy docieramy na nocleg o zmierzchu. Do całonocnej wyrypy albo wędrówek przy kiepskiej pogodzie trzeba jednak wybrać mocniejszy model. Krótki zasięg światła Bindi może nie być w stanie przebić się przez mgłę, deszcz, czy zadymkę śnieżną, gdy będziemy w nagłym załamaniu pogody szukać kolorowych oznaczeń szlaków na pobliskich drzewach.
Często nie potrzeba nic więcej, ponad to, co może dać Petzl Bindi
Świetna latarka do namiotu! Również jako zawieszona pod sufitem w roli lampki nocnej, biwakowania i szeroko pojętego obozowania. Wieszamy Bindi na szyi, tak aby była potrzebna, gdy musimy zrobić spacer do lasu po drewno do ogniska, umyć menażki w strumieniu, czy wyskoczć do pobliskiego namiotu po polar w chłodniejszy wieczór. Krótki i szeroki snop światła nie będzie przy tym oślepiał współtowarzyszy.
Rozwijając skrót – „Every Day Carry”. Petzl Bindi (zobacz) przyda się jako sprzęt, który nosimy codziennie przy sobie wychodząc do szkoły czy pracy. Dzięki swoim małym rozmiarom spokojnie zmieścimy do nerki, torby, czy damskiej torebki obok portfela, kluczy i scyzoryka. Nawet w miejskiej dżungli takie małe, awaryjne źródło światła może być na wagę złota. Ja sam dołączyłem Bindi do swojego żelaznego zestawu EDC w nerce i zawsze mam ją przy sobie.
Latarkę czołową Petzl Bindi można krótko podsumować popularnym zwrotem „mały, ale wariat!”. Lekka jak piórko, wygodna i pakowna. To świetny zawodnik w roli codziennego, awaryjnego lub zapasowego źródła światła. Jeśli tylko odkryjecie, jak najlepiej wykorzystać jej walory (niekoniecznie sugerując się moją powyższą listą), Bindi stanie się waszym najlepszym przyjacielem.