Tegoroczny czerwiec, najcieplejszy od – bagatela – 240 lat, nieubłaganie przypomniał mi jak ważne jest, by dobrze stać na nogach, kiedy nie trzyma już nic, a warun sprowadza się do Heraklitowego „pantha rhei”.
Mogłabym co prawda trochę pomarudzić („może lepiej porobić ćwiczenia?”, „pójść na rower?”, „podciąganie z żelazem to w sumie nie najgorszy pomysł”), gdyby nie to, że w pudełku czekała nowa para butów, jakby aluzyjnie skierowana w stronę wyjścia na trening. Pomyślałam, że w takim razie trzeba dać im szansę, ale czeka nas prawdziwa próba wytrzymałości – zarówno ich jak i mojej.
Buty wspinaczkowe damskie Black Diamond Zone LV to stosunkowo świeża propozycja znanej i lubianej marki – w Polsce dostępne dopiero od tego roku i z tego co zaobserwowałam, nieznane jeszcze szerszemu gremium wspinaczkowego środowiska. Czy na to zasługują? Zdecydowanie tak, jednak jak to zazwyczaj bywa – nie bez małego „ale”.
Trudno się zdecydować, od czego zacząć. Materiał? Kolor? Praca na ścianie? W końcu uznałam, że w mojej opinii najistotniejszą zaletą nowości Black Diamond jest dla mnie… jej stosunkowo niewielki rozmiar. Naprawdę. Myślę, że wszystkie osoby, których stopa oscyluje w granicach maksymalnie 35, doskonale wiedzą, o czym mówię – poszukiwania dopasowanego buta zakrawają czasem trudnością na życiówkę, i to robioną w interwałach.
Tutaj sytuacja ma się zupełnie inaczej. Black Diamond daje nam dowolność, a jednocześnie sugeruje, że dzielenie sprzętu na damski i męski jest już trochę passé, co w praktyce oznacza, że buty zakupić możemy w dwóch wersjach: regular oraz low volume (LV). Ja, właśnie z racji takowej, testowałam parę o mniejszej objętości i już na samym początku natrafiłam przy nich na dwie następujące niespodzianki.
Okazało się, że pomimo mojego standardowego rozmiaru 35,5 na co dzień, ten sam rozmiar w modelu Zone LV był, eufemistycznie rzecz ujmując, ciasnawy. Dla porównania, buty Solution noszę przynajmniej półtora rozmiaru mniejsze (o ile takie znajdę), podobnie buty Miura. W rezultacie zajęło mi trochę czasu, zanim przyzwyczaiłam się do konieczności intensywnego rozbijania, wspinania po łatwym i pisania licencjatu w butach wspinaczkowych.
Ale! Męki te nie poszły na marne, bo drugie zaskoczenie wynikało już wprost z pierwszego – wreszcie doczekałam się idealnie dopasowanych butów, które nie spadają przy haczeniu pięty. Niemniej jednak, jeśli mimo wszystko nie należycie do entuzjastów rozbijania butów z zapasem co najmniej 40 minut na treningu i dziesięciu foliowych woreczków, polecam mierzyć je jeszcze przed zakupem – zaczynając od rozmiaru równoważnego z tym noszonym cywilnie. A nawet i ten, w przypadku niektórych osób, może okazać się zbyt mały.
Rozmiar rozmiarowi nie równy. Przejdźmy więc do tego, co w butach wspinaczkowych interesuje nas najbardziej. Wspinanie.
Zone LV to model o średnio agresywnym profilu oraz stopniu wygięcia łuku stopy. Określiłabym je jako raczej twarde – z tego też powodu lepiej sprawdziły się u mnie w skałach niż na panelu – choć na treningach również nie wypadły najgorzej. Szczególnie w pionie, czy na lekko nachylonej ścianie wypadały dobrze. W większych przewieszeniach okazały się nieco zbyt sztywne, jak na moje preferencje.
Do gumy Fuse 4,3 mm nie mam żadnych zastrzeżeń i widać, że w tym przypadku Black Diamond dołożył wszelkich starań, aby krawędzie sprawiały wrażenie starannie wykonanych. Dla ciekawostki dodam, że projektanci inspirowali się karabinkami Black Diamond, więc zamiast wycinać gumę z jednego arkusza, postanowili ją odpowiednio uformować, dzięki czemu but dobrze stoi na krawądkach.
Jako wybredny i niechętny użytkownik pięty, muszę też przyznać, że ta wyjątkowo spełniła kierowane do niej oczekiwania. Prawdopodobnie to zasługa dobrego dopasowania modelu low volume akurat do budowy mojej stopy. Generalnie jednak haczenie wydaje się całkiem komfortowe. Szczególnie z tego powodu, że przednia część cholewki również pokryta jest gumowym nadrukiem. Zwolennicy teamu toe hook nie mogą narzekać.
Samą cholewkę stworzono z materiału tekstylnego, który w porównaniu do tradycyjnych materiałów – takich jak skóra naturalna i syntetyczna – ma gwarantować skuteczniejszą oddychalność butów wspinaczkowych, co szczególnie ważne podczas długich treningów. Nie wiem, czy producent przewidział warunki, w jakich przyszło mi testować Zone LV. Temperatura 40°C i brak klimatyzacji – rzeczywiście, jak na takie ekstrema, sam fakt, że buty nie były mokre po treningu to już sukces. Parafrazując klasyk – taki mamy klimat.
Last but not least, wspinacze, którym zależy na ochronie zwierząt powinni docenić zastąpienie skóry tkanym materiałem cholewki. Wbrew jednak różnym zasłyszanym przeze mnie opiniom, Black Diamond nie oznacza butów na swojej stronie jako wegańskich. Możemy mieć zatem nadzieję, że chociaż po części producent zadbał o to, by były bardziej przyjazne środowisku, a kolejna edycja będzie w pełni odpowiadała oczekiwaniom wegan.
Podsumowując, gdybym miała porównać model do tych, z którymi miałam wcześniej styczność, byłoby to swoiste połączenie Miury VS z solidną piętą butów La Sportiva Solution. Buty nadadzą się zarówno w skałkę, jak i na ścianę, zarówno dla początkującychm jak i średniozaawansowanych wspinaczy. Dwa przeciwstawne rzepy pozwalają je dobrze (i szybko!) dopasować, co sprawia, że są wygodne w użytkowaniu. Z racji specyficznej rozmiarówki polecam mimo wszystko mierzyć Zone LV jeszcze przed zakupem. Na koniec nie omieszkam dodać, że te buty wspinaczkowe po prostu ładnie i zgrabnie prezentują się na stopie, a jak powszechnie wiadomo, podczas prowadzenia najważniejszy jest styl.