W wyścigu o laur firmy produkującej najlepsze plecaki w góry mamy naprawdę wielu poważnych zawodników. U mnie od lat niezmiennie na podium stały Deuter i Osprey, a także polski Wisport — choć ten ostatni bardziej z segmentu militarno-survivalowego. W kierunku amerykańskiej marki Gregory — czyli bohatera dzisiejszego odcinka — nie spoglądałem zbyt często, może dlatego, że to brand na naszym rynku znany stosunkowo od niedawna.
Cóż, po testach modelu Gregory Zulu 40 musiałem dość mocno zweryfikować swój ranking. Za co go polubiłem i jakie jego cechy sprawiły, że stał się jednym z moich ulubionych plecaków trekkingowych, dowiecie się już za moment?
Słowem wstępu przybliżmy może pokrótce historię oraz działalność marki Gregory. Jej nazwa jest nieprzypadkowa, wzięła się albowiem od nazwiska jej twórcy Wayne’a Gregory. Wayne od najmłodszych lat interesował się skautingiem i sprzętem turystycznym. Po pierwszych próbach w projektowaniu i sprzedaży plecaków, w roku 1977 oficjalnie powstała firma i marka Gregory.
Od początku jej celem było nowatorskie podejście do tworzenia plecaków, odmienne od tradycyjnego modelu „worka na szelkach”. Plecaki turystyczne Gregory wprowadzały na rynek wiele nowych i ciekawych rozwiązań z zakresu anatomicznej konstrukcji plecaka, dostępu do niego, czy co chyba najważniejsze — innowacyjnych i niezwykle wygodnych systemów nośnych.
Obecnie marka Gregory cieszy się bardzo dobrą renomą w outdoorowym światku i oferuje bardzo różnorodną i kompleksową ofertę plecaków. Pojemne i komfortowe plecaki dla hikerów i backpackersów, zaawansowane modele skiturowe i alpinistyczne, lekkie plecaki fast and light, a nawet miejskie modele EDC.
W katalogu firmy Gregory znajdziemy kilka wersji plecaka Zulu, które łączy podobna bryła. Zakres pojemności jest tu bardzo duży: od najmniejszego modelu 30-litrowego, aż po duży 65-litrowy na najdłuższe i najbardziej wymagające wyprawy. Kiedyś wydawało mi się, że “czterdziestka” to dziwny litraż dla plecaka. Za dużo na weekendowy wypad latem, za mało na dwuygodniowy trekking szlakiem długodystansowym. Po pewnym czasie użytkowania okazało się jednak, że Zulu 40 jest bardzo uniwersalny i o jego praktycznej pojemności nie świadczą tylko suche cyferki, ale bardzo przemyślana konstrukcja komory i kieszeni dodatkowych.
Plecak, gdy nie jest na maksa wypakowany można bardzo skutecznie skompresować, więc nawet na krótszą wycieczkę w Karkonosze nie będzie za duży, a gdy planujemy biwak w terenie i musimy pomieścić hamak, śpiwór i zapas jedzenia – wtedy jest idealnie. Świetnie sprawdzi się też zimą, gdy w plecaku muszą znaleźć się dodatkowe warstwy odzieży, sprzęt zimowy i termos. Podsumowując — w zależności od sezonu poleciłbym wersję 40-litrową Zulu na wypady w góry trwające od dwóch dni do nawet tygodnia.
Kliknij i odkryj wszystkie –> plecaki turystyczne Gregory.
Zacznijmy od materiału. Do uszycia głównej części plecaka użyto pochodzącego częściowo z recyclingu Nylonu 210D ze splotem Honeycomb Cryptorip. Jest to technika wzmacniania tkaniny podobna do charakterystycznej „kratki” Rip-Stop, która podnosi wytrzymałość na rozdarcia. Dolną część plecaka, która będzie musiała wytrzymać kładzenie plecaka na kamieniach, piachu, asfalcie i innych podłożach wykonano z mocniejszej odmiany Nylonu 420D.
Zastosowano tu system nośny typu FreeFloat, co oznacza, że jego elementy nie są na stałe zespolone z bryłą plecaka i będą “pracować” razem z ruchami użytkownika. Na swobodę ruchu mają też wpływ ruchome panele pasa biodrowego, które wykonano w technologii 3D Comfort Cradle. Całość siedzi na lekkiej i sztywnej ramie X-Frame z aluminium i włókna węglowego. System bardzo skutecznie przenosi ciężar plecaka na lędźwia i biodra pozwalając odciążyć ramiona. Siatka rozpięta na stelażu pozwala zdystansować plecak od naszych pleców, wydatnie poprawiając wentylację w gorące dni.
Skoro mowa o ramionach — szelki są grubie i mięciutkie. Na pasie piersiowym mamy gwizdek i klips na wężyk od bukłaka z wodą. Fajnie rozwiązano tu regulację góra-dół pasa piersiowego.która jest płynna. Wiem, że wielu górołazów-fotografów korzysta z klipsa do aparatu Capture firmy Peak Design, więc info dla nich, że klips bez problemu mieści się na szelce (choć jest dość ciasno, z uwagi na grubość samej szelki).
Zwróćcie uwagę, że plecak jest dostępny w dwóch rozmiarach: S/M oraz M/L. Na stronie producenta można znaleźć szczegółową instrukcję jak zmierzyć długość korpusu i odpowiednio dobrać rozmiar. Później mamy jeszcze możliwość regulacji w pewnym zakresie wysokości systemu nośnego (blokowany jest przy użyciu rzepa).
Po odpowiednim wyregulowaniu jest tu naprawdę wygodnie i oceniam system nośny plecaka Zulu 40 na piątkę z plusem – nic nie uwiera i nie obciera, nawet po wielogodzinnej wędrówce. Sam plecak jest też stosunkowo lekki — pusty waży około 1300 gramów. Nie jest to oczywiście klasa ultra-light, ale jak na tak rozbudowany i komfortowy system nośny uważam to za bardzo przyzwoity wynik.
Przejdźmy teraz po kolei po szeregu detali plecaka Zulu 40, bo poza udanym systemem nośnym to właśnie poszczególne rozwiązania sprawiają, że tak dobrze się go używa na szlaku. Widać, że tego plecaka nie projektowali przypadkowi ludzie, ale doświadczona ekipa projektantów, która sama outdoorowego sprzętu używa i wie, jak to wszystko powinno wyglądać.
O tak dalece idące podsumowanie się tu nie pokuszę. Nie da się przecież wybrać jednego, idealnego plecaka do wszystkiego. Jednak jeśli zawęzimy obszar poszukiwań do kilkudniowych plecaków o pojemności 35-45 litrów… tutaj już jest bardzo blisko do ideału. Dzięki rewelacyjnemu, dynamicznemu systemowi nośnemu, szerokich możliwościach regulacji i uniwersalnej pojemności, Gregory Zulu 40 stał się jednym z moich ulubionych plecaków. Do tego cała gama drobnych rozwiązań ułatwiających życie, o których tak często zapominają producenci sprzętu górskiego. Gregory – witamy na podium!