Jak wejść na Mont Blanc
Pasja

Jak wejść na Mont Blanc

Skadi / 31 grudnia 2022

Mont Blanc dla wielu turystów jest górą mityczną, stanowiącą dla jednych ważny punkt w górskiej karierze, dla innych zaś jej ukoronowanie. Wejście na ten szczyt jest jednak marzeniem zupełnie możliwym do spełnienia! Popularność i magia tego masywnego, białego wierzchołka przyciąga jak magnes, zatem próby wejścia podejmują często osoby nieprzygotowane lub z brakami w wyposażeniu. Co zrobić i zabrać, aby nasz wyjazd skończył się nie tylko sukcesem ale i szczęśliwym powrotem?

Początek przygotowań: uczciwość wobec siebie przede wszystkim!

Mont Blanc, „robiony” drogą normalną, nie jest górą trudną. Jest jednak górą niebezpieczną. W pierwszej kolejności powinniśmy odpowiedzieć sobie sami, czy jesteśmy gotowi na to wyzwanie.

Nie jedźmy tam prosto z beskidzkich szlaków. Oczywiście, jeśli mamy dobrą kondycję, jest duża szansa że ze szczytu wrócimy „z tarczą”. Jest też niestety realne ryzyko, że wrócimy (w najlepszym wypadku) śmigłowcem. Co może pójść nie tak? Otóż przede wszystkim, na drodze normalnej jest gdzie spaść. Powinniśmy mieć opanowane poruszanie się w kruchym terenie skalnym, zwłaszcza w rakach. Nie możemy pozwolić sobie na ryzyko utraty równowagi przez zahaczenie rakiem o nogawkę spodni czy drugi rak. Nauczmy się także skutecznie hamować czekanem, a także stosować techniki ratownictwa lodowcowego. Alpejskie czterotysięczniki z uwagi na ocieplenie klimatu zmieniają się obecnie bardzo dynamicznie i nawet popularne drogi przez lodowce zaczynają nieść ze sobą zwiększone ryzyko związane ze szczelinami.

Zaliczka na poczet kosztów wyjazdu – robimy kondycję

Atak szczytowy z poziomu schroniska Tête Rousse to ponad 1600 m przewyższenia – podobnie do wejścia na Rysy z Palenicy. Jeśli zanocujemy w schronisku Gouter, do pokonania mamy około 1000 metrów. Nieco podobnie, jak startując na Rysy ze schroniska nad Morskim Okiem. Czy zatem jeśli poradziliśmy sobie z tatrzańskimi wyzwaniami, atak szczytowy na Mont Blanc będzie dla nas łatwizną? Zdecydowanie nie!

Nasz wysiłek będzie odbywał się na wysokości o wiele wyższej niż znana z Tatr. Nawet mimo aklimatyzacji, niższe ciśnienie atmosferyczne da się nam we znaki. Upośledza ono zdolność organizmu do pochłaniania tlenu, a co za tym idzie znacznie obniża naszą wydolność. Wniosek jest prosty – względem analogicznych przewyższeń w Tatrach, powinniśmy mieć zapas – i ta „górka” powinna być jak najsolidniejsza.

alpy francja
Poruszanie się na wysokościach ponad 3000, 4000 m n.p.m. rodzi większe trudności kondycyjne niż ma to miejsce w niższych górach. (fot. arch. autorki)

Dodatkowo, jeśli nie jesteśmy wybitnie rannymi ptaszkami, naszym wrogiem będzie niewyspanie. Na atak szczytowy wychodzi się między godziną 1 a 3 w nocy! Wsiądźmy zatem na rower bądź wskoczmy w buty do biegania i zacznijmy trenować. Nastawmy się raczej na długie treningi o umiarkowanym obciążeniu. Wejście na Mont Blanc to raczej maraton niż sprint.

Dobry sen i pełny brzuch – sprzęt kuchenny i noclegowy

Moje wejście odbywało się jeszcze w czasie, kiedy legalne było biwakowanie w sąsiedztwie schroniska Tête Rousse. Dziś niestety tego luksusu nie ma. Skazani jesteśmy na schroniska, lub „base camp” w sąsiedztwie wspomnianego Tête Rousse. Zabieranie własnego namiotu nie wchodzi zatem w grę.

W przypadku noclegu w schroniskach, ze sprzętu noclegowego wystarczy nam lekki śpiwór schroniskowy. Jeśli jednak skusimy się na rezerwację w „base campie”, czeka nas noc na łóżku polowym w wieloosobowym namiocie. W noce moich ataków szczytowych, temperatura w namiocie spadała do około minus 3-4 stopni Celsjusza. Zabierzmy zatem śpiwór, zapewniający komfort w podobnych temperaturach. Od dobrze przespanej nocy zależy nasza forma w czasie ataku szczytowego.

Znajdź odpowiedni śpiwór puchowy.

Warto zainwestować w puch – oszczędzimy sobie dźwigania większego ciężaru. Opcjonalnie, chcąc zaoszczędzić na jedzeniu, możemy zabrać kuchenkę. Nie nastawiajmy się jednak na to, że ktoś pozwoli nam gotować na niej wewnątrz schroniska czy namiotu. Konieczne będzie wyjście na zewnątrz, dobrze spiszą się zatem systemy do gotowania, łączące zabudowany palnik z naczyniem wyposażony w radiator. Obecnie tego typu kuchenki produkuje wielu producentów w szerokim przedziale cenowym. Jeśli nie bierzemy pod uwagę przeczekiwania złej pogody, najpewniej nie spędzimy na poziomie schronisk więcej niż 4 dni. Da się to wytrzymać na diecie liofilizatowej. Również stołowanie się w schroniskach przez te 4 dni nie powinno przyprawić nas o bankructwo, a zdejmie z naszych pleców sporo ciężaru.

Co włożyć na siebie?

Lista ubrań nie różni się znacznie od zawartości szafy czterosezonowego górołaza. Idąc na wysoki czterotysięcznik doświadczymy jednak prawdopodobnie wszystkich czterech pór roku w krótkim czasie. Klasyczny trójwarstwowy zestaw ubrań (warstwa termoaktywna, warstwa ocieplająca i warstwa zewnętrzna) musimy uzupełnić o ciepłą, najlepiej puchową kurtkę „postojową” (odpowiednik wspinaczkowej kurtki stanowiskowej – na drodze normalnej na Mont Blanc stanowisk jednak nie zakładamy, zdarzy się za to postój na robienie zdjęć, czy zjedzenie czegoś) oraz przynajmniej jedną koszulkę z krótkim rękawem na podejście do schroniska (niżej potrafi być naprawdę gorąco). Nie zapomnijmy o dobrych butach wysokogórskich i solidnie ocieplonych rękawicach (warto zabrać też łapawice). Ważna jest dobra czapka – taka, w której nie będzie przewiewać nam uszu. Jeśli chodzi o buty, to u osób nie mających tendencję do marznięcia kończyn, dadzą radę również nieco lżejsze modele, dedykowane pod raki półautomatyczne, dające nieco większą wygodę w dolnych partiach podejścia.

Kliknij w link by znaleźć buty pod raki półautomatyczne.

podejście pod mont blanc
W dolnych partiach czeka na na zdobywców lato, na górze – wieczny śnieg i niskie temperatury. (fot. arch. autorki)

Co zabrać na Mont Blanc

Droga normalna na Mont Blanc nie jest technicznie trudna, niemniej jednak przebiega przez lodowiec oraz eksponowaną, firnową grań. Podstawowe wyposażenie stanowić będą zatem raki i czekan. Nie potrzebujemy tu fikuśnych modeli, powykrzywianych w dziwaczne kształty, znanych z ekstremalnego wspinania. Postawmy raczej na prostotę i lekkość – czekan będzie służył nam do podpierania, a nie jako dziabka.

Zupełnie wystarczające będą nawet raki koszykowe – byle miały zęby atakujące. Względem ciężkich modeli wspinaczkowych oszczędzimy kilkaset gram. Kolejnym elementem wyposażenia będzie uprząż. Polecam któryś z ultralekkich modeli, dedykowanych do skialpinizmu i turystyki wysokogórskiej. Są równie bezpieczne co uprzęże wspinaczkowe, kosztem komfortu wiszenia. Na drodze normalnej na Mont Blanc cecha ta nie ma najmniejszego znaczenia. Znowu zaoszczędzimy jednak cenne gramy oraz przede wszystkim miejsce w plecaku.

Następny punkt na szpejliście to zestaw lodowcowy. Konfiguracja takiego zestawu może być różna – w moim przypadku to:

  • 2 śruby lodowe,
  • pętla 120 cm,
  • pętla 60 cm,
  • 2 pętle prusika (piersiowa i nożna),
  • 2 karabinki bez blokady
  • 2 karabinki zakręcane.

Zamiast prusików dostępna jest na rynku cała gama przyrządów zaciskowych. Są one bardziej komfortowe w użyciu, jednak nieco cięższe od pętli. Dostępne są również gotowe zestawy do ratownictwa lodowcowego. Pamiętajmy, że podstawą jest umiejętność użycia zestawu lodowcowego – koniecznie przećwiczmy i opanujmy techniki przed wyjazdem! W razie wypadku, na naukę może być za późno. Ostatnie elementy to lina i kask. Ja zdecydowałam się na 30 metrów połówkowej liny o średnicy 8,1 mm na dwuosobowy zespół. Wybór kasku to kwestia gustu i wygody. Ważne jedynie aby miał odpowiedni atest oraz możliwość zamocowania czołówki. A najważniejsze aby go mieć na głowie – niebezpieczeństwo związane ze spadającymi kamieniami jest tu naprawdę realne i nie ogranicza się jedynie do kuluaru Rolling Stones. Wisienką na torcie będzie apteczka, chroniąca nas zarówno od blokowania strategicznego punktu jakim jest toaleta, jak i poważniejszych konsekwencji.

Pamiętaj, że musisz ją mieć. Zobacz apteczki turystyczne.

droga na mont blanc
Mont Blanc nie jest może górą techniczną, ale wybierając ten cel trzeba mieć zimowe doświadczenie, sprawnie poruszać się w rakach, mieć umiejętności asekuracji i ratownictwa na lodowcu. Z ekspozycją też lepiej być za pan brat! (fot. arch. autorki)

Kiedy jechać na Mont Blanc?

Sezon na Mont Blanc trwa mniej więcej od połowy czerwca do końca września. Warunki w tym czasie mogą być diametralnie różne. W czerwcu możemy spodziewać się jeszcze sporych ilości śniegu w górnych partiach drogi, który roztopiony południowym słońcem przy zejściu może być uciążliwy. Lipiec i sierpień to z kolei cieplejsze noce, ale zdecydowanie większe ryzyko popołudniowych burz. We wrześniu możemy liczyć na stabilną pogodę, trzeba jednak wziąć pod uwagę chłodne noce.

Dojazd pod Mont Blanc

Niemiecka sieć autostrad w połączeniu z odcinkiem przez Szwajcarię pozwala na sprawne i szybkie pokonanie drogi własnym samochodem. Winieta roczna na autostrady szwajcarskie to wydatek 40 CHF. Krótszych niestety nie sprzedają. Alternatywą jest lot lub autobus do Genewy i bus do Chamonix.

alpy
Jeśli wybierasz się na Mont Blanc, przygotuj się na piękne widoki. (fot. arch. autorki)

Mont Blanc – noclegi w okolicy Chamonix

Rejon Chamonix posiada bardzo bogatą bazę noclegową w szerokim przedziale cenowym. Jeśli nie chcemy dogadywać się w obcym języku, bezproblemowo znajdziemy lokum przez jedną z dedykowanych do tego aplikacji. Ponadto istnieje duży wybór kempingów, począwszy od spartańskich i ciasnych, ale położonych zaraz pod startem naszej drogi, po duże, luźne kempingi o doskonale utrzymanych sanitariatach i własnych sklepikach w dalszych częściach doliny. Komunikacja autobusowa działa tu naprawdę sprawnie, więc nie musimy sugerować się jedynie bliskością punktu wyjścia na białą górę.

Mont Blanc plan akcji – aklimatyzacja

Jeśli chcemy zdobyć szczyt i zrobić to z przyjemnością, a nie z bólem głowy i nudnościami, warto pokusić się o aklimatyzację. Powszechnym zwyczajem jest wycieczka do Włoch (jeśli dysponujemy samochodem) i wejście na Gran Paradiso. Taka aklimatyzacja sama w sobie jest wspaniałą przygodą. Dla mnie była solidną osłodą po bezskutecznym pierwszym ataku szczytowym. Zaletą takiego rozwiązania jest możliwość spędzenia po wszystkim wygodnej nocy w dolinie.

Druga praktykowana możliwość aklimatyzacji to wyjście do schroniska Gouter i powrót do Tete Rousse. Tutaj minusem jest konieczność rezerwacji większej ilości noclegów w obleganych schroniskach oraz konieczność czterokrotnego przekraczania niebezpiecznego kuluaru Rolling Stones. W tym przypadku pamiętajmy również o daniu sobie po aklimatyzacji jednego dnia na odpoczynek, a przynajmniej szybkim położeniu się spać. W przeciwnym wypadku organizm nie zdąży się zregenerować ani tym bardziej przystosować do wysokości. Na atak szczytowy wyjdziemy jeszcze bardziej osłabieni, niż gdybyśmy zaniechali aklimatyzacji.

Przebieg akcji – droga do Tête Rousse

Najambitniejszym rozwiązaniem jest pokonanie całego odcinka piechotą. To jednak będzie wymagać od nas stalowej kondycji – do pokonania mamy 2200 metrów przewyższenia oraz dystans ponad 12 kilometrów. Powszechną praktyką jest wjazd kolejką gondolową na szczyt Bellevue (1801 m. n.p.m.), co redukuje czekające nas przewyższenie do niecałych 1500 metrów, a dystans do około 6 kilometrów.

Najpopularniejsza opcja zaś to wjazd „tramwajem” (rodzaj kolejki zębatej) do stacji Le Nid d’Aigle. W tym przypadku pozostaje do pokonania ok. 800 metrów w pionie i dystans nieco ponad 3 km. Odcinek ten może być nieco uciążliwy po deszczu i w przypadku oblodzeń. Zwłaszcza końcowe podejście na lodowiec Tête Rousse bywa niebezpieczne i zdarzają się tam wypadki śmiertelne. W razie konieczności, nie wahajmy się założyć na tym odcinku raków!

tete rousse schronisko pod mont blanc
Tête Rousse często staje się miejscem startu na szczyt. Szczęśliwcy śpią wyżej w Refuge du Goûter. (fot. arch. autorki)

Przebieg akcji – atak szczytowy z Tête Rousse

Czeka nas bardzo wczesna pobudka – około 1-2 w nocy. Koniecznie zjedzmy treściwe śniadanie – będziemy potrzebować dużo energii. Na tym etapie warto mieć ze sobą żele energetyczne. Kiedy już wyjdziemy na mróz (spodziewajmy się temperatur nieco poniżej zera), będziemy świadkami niesamowitego spektaklu – dziesiątki światełek, pnących się w górę jedno za drugim.

W zależności od warunków, po śniegu lub piargach osiągniemy krawędź kuluaru Rolling Stones. Po wpięciu do poręczówki, nasłuchujemy odgłosu spadających kamieni i po upewnieniu się, że akurat nie trwa kanonada, szybkim krokiem przechodzimy na drugi brzeg żlebu. Warto zrobić to jako jeden z pierwszych zespołów – dalsza droga wiedzie w pobliżu górnych partii kuluaru i kiedy na górze robi się tłoczno, rozpoczyna się regularne bombardowanie kamieniami zrzucanymi przez inne zespoły.

Ścieżka po południowej stronie kuluaru wije się wieloma wariantami – podchodzimy po piarżysku, poprzetykanym gdzieniegdzie zmrożonym śniegiem. W końcu docieramy na grań w rejonie Aiguille du Gouter (3863 m. n.p.m.), a sceneria zmienia się w wysokogórską. Grań jest pokryta wiecznym śniegiem. Mijamy schronisko Gouter, z którego do peletonu dołączają kolejne zespoły. Świetlisty wąż staje się jeszcze dłuższy. Start z Goutera pozwala im na dodatkowe 2-3 godziny snu. Łagodnym, szerokim stokiem śnieżnym podchodzimy nieco poniżej szczytu Dome du Gouter – na tym odcinku przekraczamy magiczne 4 tysiące m n.p.m.

Gdzieś w tym rejonie zastanie nas zapewne pierwsza łuna wschodzącego słońca, rozpoczynająca niesamowity spektakl zmieniających się kolorów. W oddali, na grani szczytowej dostrzeżemy sznur światełek pierwszych zespołów, startujących wcześnie z Goutera. Oni niedługo spełnią swoje marzenia a za maksymalnie kilka godzin, to my będziemy delektować się zwycięstwem.

Na początku grani szczytowej miniemy ratunkowy schron Vallot, będący częstym miejscem odpoczynku w drodze na szczyt. Niegdyś powszechne było nocowanie w nim i wychodzenie na atak szczytowy właśnie stamtąd. Nie twórzmy jednak negatywnych stereotypów na temat przybyszów z Europy Środkowej i uszanujmy przeznaczenie tego miejsca – nie planujmy w nim noclegu.

schron vallot na mont blanc
Schron Vallot to miejsce na awaryjne sytuacje. Nie planujmy tu biwaku. (fot. arch. autorki)

Dalej pniemy się w górę zwężającą się granią. Niebo staje się powoli pomarańczowe. Na tym odcinku zaczynają się trudności z omijaniem innych zespołów. Jest wąsko i musimy zaakceptować swoje miejsce w kolejce do szczytu. Zdarzają się karkołomne próby wymijania czy wyprzedzania, ale prowadzą one do niebezpiecznych sytuacji. Zaraz poniżej szczytu grań na powrót staje się szersza a przed nami wyrasta łagodna kopuła wielkości niewielkiego „orlika”.

Wyżej nie ma już nic! Tu wszyscy wyjmują z plecaków flagi swoich krajów i możemy dostrzec, w jak międzynarodowym towarzystwie wchodziliśmy na wierzchołek. Pamiętajmy, żeby nie dać ponieść się euforii – sukces trzeba donieść jeszcze na dół. Ze względu na zmęczenie, będzie to od nas wymagało o wiele więcej uwagi. Również przekroczenie kuluaru Rolling Stones w drodze powrotnej wymaga dłuższego nasłuchu – w ciągu dnia „wąż” rozczłonkował się na dziesiątki odosobnionych zespołów i właściwie cały czas ktoś znajduje się nad kuluarem, będąc potencjalnym „kamieniodawcą”. Po powrocie do Tête Rousse, dajmy sobie jedną noc na odpoczynek.

Zejście z Mont Blanc w doliny

Kolejnego dnia przyjdzie nam powrócić do doliny Chamonix. Najlogiczniejszą drogą jest trasa którą wchodziliśmy. Właściwie jedyna alternatywa to zejście ścieżką Chemin des Rognes, po północnej stronie grani Les Rognes. Wariant jest o tyle ciekawy, że umożliwia nam wejście na widokowy wierzchołek łagodnego, trawiastego wzniesienia Mont Lachat (2115 m n.p.m.). Trasa przez Nid d’ Aigle wydaje się być jednak łagodniejsza dla kolan i umożliwia szybsze skorzystanie z „tramwaju”.

Wejście na Mont Blanc – ile potrzeba czasu?

Nie licząc czasu przeznaczonego na aklimatyzację (różnego w zależności od tego, gdzie chcemy się aklimatyzować), na akcję górską, od wyjścia z doliny do powrotu, najlepiej przeznaczyć 4 dni. Jeden dzień mamy wtedy przeznaczony na odpoczynek lub przeczekanie złej pogody. Moje wejście trwało 3 dni, jednak było to wymuszone niekorzystnymi prognozami pogody.

Planując cały wyjazd i nie będąc wcześniej zaaklimatyzowanym wizytą na innym czterotysięczniku, bądź choćby wysokim trzytysięczniku, powinniśmy zarezerwować sobie 7-8 dni. Oczywiście jeśli dysponujemy dłuższym urlopem, dolina Chamonix bez problemu zapewni nam atrakcje na kolejne dni, a nawet i tygodnie.

Droga na szczyt jest długa, ale warto ją pokonać! (fot. arch. autorki)

Ubezpieczenie na Mont Blanc

Pomimo tego, że we Francji ratownictwo górskie jest darmowe (wyjątek wśród krajów alpejskich) i zajmuje się nim żandarmeria, pamiętajmy o ubezpieczeniu. Wierzchołek znajduje się w rejonie granicy francusko-włoskiej, w związku z czym akcja ratunkowa może jednak kosztować. Niezależnie od ubezpieczenia, warto zaopatrzyć się w kartę EKUZ – nigdy nie wiadomo, co nas dopadnie w czasie wyjazdu, a koszty leczenia mogą być dla nas zaskoczeniem.


Mont Blanc pomimo swojej wysokości nie jest szczytem nie do zdobycia. Solidnie przygotowani kondycyjnie i technicznie nie powinniśmy mieć problemu z wejściem na wierzchołek. Zwłaszcza jeżdżąc regularnie na szczyty lodowcowe, decyzję o próbie wejścia na „Dach Europy” można podjąć na bieżąco (o ile pozwolą na to miejsca w schroniskach). Mimo to nie lekceważmy góry – podejdźmy do tematu odpowiedzialnie, zostawiając szczęściu tylko tyle miejsca, ile to naprawdę koniecznie. Dzięki temu do pięknych wspomnień dojdzie świadomość, że na górę weszliśmy dzięki własnej solidnej pracy, a nie dzięki zwykłemu fartowi. Pamiętajmy też, że góry są nieprzewidywalne i nie załamujmy się, jeśli pogoda czy inny czynnik niezależny od nas, pokrzyżuje nasze plany. Mont Blanc poczeka – bądźmy cierpliwi i postawmy na bezpieczeństwo!

Mont Blanc to nie tylko klasyka alpinizmu. W tym rejonie można odbyć też niezwykły trekking. Poznaj trasę trekkingową wokół Mont Blanc –> kliknij tutaj.

Spodobał Ci się ten artykuł? Podziel się nim:
Zobacz również:

Możliwość komentowania została wyłączona.