Jak zostać ratownikiem GOPR – odpowiada Michał Klamut z GOPR Karkonosze (wywiad)
Wywiady

Jak zostać ratownikiem GOPR – odpowiada Michał Klamut z GOPR Karkonosze (wywiad)

Sławek Nosal / 17 lutego 2023

Ratują bez względu na pogodę i okoliczności, są świetnie wyszkoleni i zawsze gotowi do działań. Ratownicy GOPR, bo o nich mowa, to służba, bez której trudno sobie wyobrazić dziś krajobraz polskich gór. W lutym 2023 r. wybrałem się do stacji ratunkowej Grupy Karkonoskiej GOPR w Karpaczu, by o służbie w pogotowiu górskim i drodze do zostania ratownikiem porozmawiać z Michałem Klamutem.


Cześć Michał, jesteś ratownikiem GOPR, skialpinistą, twórcą zawodów skiturowych Karkonoski Vertical, jak jeszcze można Cię określić. 

Miłośnik gór… (śmiech)

I ciasteczek.

Tak głównie ciasteczek. Myślę, że można dopowiedzieć, że jestem jeszcze biegaczem i generalnie osobą, która działa w górach, pracuje w nich i jest związana z nimi przez całe życie. 

Jak długo jesteś ratownikiem GOPR? 

Sześć lat, czyli od momentu przysięgi w 2017 roku. 

Jesteś ratownikiem zawodowym czy ochotnikiem?

Jestem ratownikiem zawodowym. 

Poznaj pracę ratownika z bliska i zobacz jak Michał trenuje – odwiedź go na Instagramie klikając tutaj.

Szybko się nim stałeś? Łatwo zdobyć etat w GOPR?

Nie jest to łatwa sprawa. Musi być wolny wakat. Jeśli jakiś ratownik zwolni etat i będzie dziura w obsadzie lub ministerstwo zwiększy środki na kolejne etaty, to wówczas można myśleć o pracy jako ratownik zawodowy. Ja miałem to szczęście, że zaraz po moim stażu kandydackim – czyli po dwóch latach, po których z kandydata stałem się ratownikiem ochotnikiem – jeden z kolegów zwolnił się, by realizować inne swoje projekty, a ja mogłem płynnie wejść na jego miejsce. 

Cofnijmy się jednak w Twojej pamięci do początków, bo tak naprawdę chciałem pogadać o tym, jak zostać ratownikiem GOPR. Pewnie pamiętasz drogę, jaką musiałeś przejść, by złożyć przysięgę. Powiedz, ile trzeba poświęcić, żeby zostać “goprowcem”?

Na pewno trzeba poświęcić bardzo dużo czasu i dużo energii. Już na samym początku trzeba zadać sobie pytanie dlaczego chcemy to robić. Jeżeli są to nasze niespełnione ambicje… to myślę, że nie tędy droga. Na początku tej drogi trzeba przekalkulować, ile czasu jesteśmy w stanie oddać organizacji. Sam proces kandydacki to szereg szkoleń i testów. Tak naprawdę cały ten okres dwuletni, kandydacki – który u niektórych osób może przeciągnąć się maksymalnie do pięciu lat – wiąże się po prostu z ciężką pracą. Trzeba pozdawać w tym okresie wszystkie egzaminy, uczestniczyć we wszystkich szkoleniach statutowych, by finalnie przystąpić do egzaminu pierwszego stopnia w części letniej i zimowej. Dopiero wtedy można zostać ratownikiem. 

Patrząc na Was odnosi się wrażenie, że ratownicy to grupa hermetyczna, można powiedzieć elitarna. Żeby wstąpić do GOPR-u trzeba mieć ratowników wprowadzających? 

Tak, jest taka tradycja. W ostatnich latach odstąpiliśmy od niej trochę, jednak od tego roku wracamy do tego tematu. Nie chodzi o utrudnienie dostępu do pogotowia. Chodzi o to, by przejść swego rodzaju preselekcję na zasadzie bycia w środowisku, poznania jakiś ratowników, którzy mogą wprowadzić cię do organizacji, grupy nie tyle hermetycznej, ile łączącej ludzi, którzy na co dzień sobie ufają, bo działają w różnych warunkach. Po pierwsze, fajnie wiedzieć z kim ratujesz, z kim działasz. Po drugie od takich ratowników wprowadzających już na wstępie wiemy, z kim mamy do czynienia i kogo będziemy szkolić w najbliższych latach. 

Więcej o ratownictwie górskim w Polsce przeczytasz tutaj.

Ramię w ramię. W trudnych warunkach, w eksponowanym terenie. (arch. Michała Klamuta)

Jak to było u Ciebie?

Mnie wprowadzało dwóch kolegów z sekcji Karpacz. Wyszło to naturalnie z tego względu, że zawsze gdzieś uczestniczyłem blisko życia grupy. Z chłopakami z GOPR widywaliśmy się w górach, na nartach, na skiturach. Mieszkam w Karpaczu więc dla goprowców nie byłem nigdy osobą znikąd, która wyskoczyła z kapelusza, czy przyjechała z Poznania (śmiech). Znaliśmy się, podpisali mi stosowne kwity i z tym poszedłem do Naczelnika. Jak widać udało się. 

Ale przecież to się zdarza, że ludzie z przysłowiowego Poznania zostają ratownikami. 

Oczywiście, tutaj się troszkę śmieje i nie stanowi to jakiegoś problemu. Na pewno jednak w takim przypadku każdy musi sobie zweryfikować to, dlaczego idzie do tej grupy i ile czasu jej poświęci. Jeśli idzie się tylko dlatego, że to fajnie brzmi, dobrze wygląda i można uczestniczyć w ciekawych szkoleniach, to nie tędy droga. 

Jeśli nie będzie cię na co dzień w życiu grupy, to lepiej zrobić sobie szereg szkoleń komercyjnych i działać po swojemu. Szkolenia, szkoleniami. Zdobywana wiedza jest bardzo ważna, ale do GOPR przychodzi się, żeby działać, by uczestniczyć w akcjach ratunkowych i uczestniczyć w życiu grupy. Bez tego nie ma GOPR-u. W 80-90% jest to działalność ochotnicza i cała organizacja opiera się w większej mierze na działaniach ochotników. Jeśli ktoś myśli o tym, że będzie działał od czasu do czasu, wypełni jakieś statutowe godziny w wymiarze 120 godzin dyżurów, to jest to mało. My potrzebujemy osób na już, na teraz. Ostatnia akcja lawinowa w Białym Jarze dowodzi temu, że jak dzieje się takie zdarzenie, to potrzebujemy sił i środków.

Jesteś pierwszym ratownikiem w swojej rodzinie?

Nie. Tradycje ratownicze są obecne już obecne w mojej rodzinie dłużej. 

Egzamin wstępny do GOPR jest trudny? 

Dla jednych jest jest bajecznie prosty, dla innych może być granicą nie do przejścia. Myślę że egzamin jest skonstruowany tak, by na wstępie zweryfikować wiedzę o terenie naszego działania, podstawowe umiejętności poruszania się po górach, umiejętności jazdy na nartach. 

Sam egzamin składa się z dwóch części. Część teoretyczna to topografia – pytamy o teren działania grupy, charakterystyczne miejsca, szlaki. Tu trzeba mieć dużą świadomość. To jest temat nie do przejścia dla kogoś, kto chciałby wziąć mapę, nauczyć się jej na pamięć. Kandydat musi być osobą, która już z tą mapą był w terenie, zna te miejsca, ma ugruntowaną w terenie wiedzę. Z taką wiedzą dopiero można iść na egzamin. 

Jest też druga część – część praktyczna. W tym roku jest to przejście na skiturach, które sprawdzi wydolność i możliwości fizyczne kandydatów. Płynnie egzamin przejdzie do części technicznej, czyli narciarstwa zjazdowego. Tu kandydaci pokażą jak stoją na tej narcie, czy mają po prostu umiejętności jazdy na nartach. 

Ile osób było na Twoim egzaminie wstępnym. 

Dużo, około 40 osób, z czego przynajmniej 20% nie przeszło egzaminu.

Na tym egzaminie były kobiety? 

Tak. Jest to często poruszany temat. Jak najbardziej kobiety mają miejsce w tego typu strukturach, natomiast muszą mieć 100% świadomości z czym wiąże się ta służba. To ciężka praca fizyczna. Często idziemy w góry na wielogodzinne akcje. Transportowanie poszkodowanych to duży wysiłek. Każdy jest częścią tego łańcucha. Jeśli jedno ogniwo jest słabe, to cały łańcuch jest osłabiony. Ale mamy w grupie, kilka kobiet, które prężnie działają. Można tego dokonać – wystarczy chcieć i mieć świadomość, jak to wszystko wygląda. 

Po egzaminie wstępnym kandydaci trafiają na długi staż. Czy dużo osób rezygnuje w trakcie tych kolejnych dwóch lat? 

Trudno powiedzieć jak to wygląda statystycznie. Kilka osób na pewno odpada z każdego naboru i nie kończy okresu kandydackiego. Stanie się kandydatem to pierwszy, malutki krok. Całą robota to następne dwa lata, kiedy jeździmy na szkolenia, uczestniczymy w życiu grupy, rozwijamy się. Każdy dzień w GOPR jest małym egzaminem. Przez cały ten okres ratownicy zawodowi i instruktorzy nas oceniają. Staż kandydacki jest kluczowy dla osoby, która w przyszłości ma działać w grupie. Jeśli przyłożymy się do tego, stajemy się świetnymi ratownikami, specjalistami i nieocenionym wsparciem dla ratowników zawodowych. 

Akcja na Śnieżce. (arch. Michała Klamuta)

Co dla kandydatów jest najtrudniejsze? 

Nie mogę powiedzieć, że szkolenia. Najtrudniejsze jest zaangażowanie i poświęcenie czasu oraz energii. To jest najtrudniejsze. Mamy czasy, jakie mamy. Każdy ma pracę, obowiązki, każdy gdzieś zarabia, a jeszcze do tego dorzucamy sobie kolejne zadanie – działanie w GOPR. Nie egzaminy, nie szkolenie, nie działania ratunkowe. Czas i zaangażowanie w ratownictwo, który możemy realnie poświęcić są kluczową i najtrudniejszą sprawą. 

Kandydaci biorą udział w normalnych dyżurach i prawdziwych akcjach ratunkowych? 

Jak najbardziej, to jest clou bycia kandydatem. Szkolenia można nazwać czymś ekstra, czymś dodatkowym. Są świetną rzeczą, sposobem zdobywania nowych umiejętności. Ale okres kandydacki to głównie działanie w akcjach ratunkowych, obywanie się z klimatem, ze stresem i wspólne działanie w górach. Osobiście uznaję, że jest to 80%, a tylko 20% to wszystkie szkolenia. I tu wracamy do tego, o czym wcześniej mówiłem – to zaangażowanie jest najważniejsze. Trzeba być na dyżurach i jak najwięcej brać udziału w zwykłych działaniach. 

Akcja ratunkowa na stromych zboczach Śnieżki. (arch. Michała Klamuta)

GOPR dla Ciebie to pasja czy praca?  

Ciężko powiedzieć. Jedno wynika z drugiego. Pasja jest dużym czynnikiem motywującym do pracy tutaj. Prawda jest taka, że gdybym tego nie kochał, nie lubił tej pracy, nie był w niej dobry, to mógłbym robić cokolwiek innego. Z drugiej strony, to jest zwykła praca. Wypełniam godziny wynikające z kodeksu pracy, realizuję obowiązki, ale gdyby nie ta pasja, mógłbym pracować przecież gdzieś indziej, choćby w firmie IT i to też mogłoby być moją pracą i pasją. 

Jak wygląda dyżur ratownika zawodowego? 

W każdej grupie regionalnej wygląda to troszkę inaczej. W Grupie Karkonoskiej działamy w sezonie od 8 do 18, poza miesiącami wakacji, kiedy dyżurujemy dłużej. Jest wtedy więcej osób na szlaku, dzień jest dłuższy, więc turyści dłużej przebywają w górach. Wtedy dyżury trwają do godz. 19 lub 20. Wiesz, przychodzę do pracy, ogarniam sprzęt, ogarniam siebie…

robię kawę. 

Tak, robię kawę, bo kofeina to życie (śmiech), zagryzam ciastkiem i przygotowuję się do tego, co może nas czekać w dalszej części dnia.To służba i jest trochę jak w wojsku. Tam – na szczęście – nie ma codziennie wojny i u nas też nie jesteśmy ciągle w górach. Jest czas oczekiwania, czas szkolenia się w czasie dyżuru i działań prewencyjnych. Dużo mamy działań na szlakach. Sprawdzamy choćby warunki. Zimą dochodzi do tego służba śniegowo-lawinową, która też dodaje nam pracy. Musimy mieć podstawowe informacje o śniegu, o tym co może nam grozić w terenie eksponowanym i zagrożonym lawinami. Tak naprawdę to masa pracy związana z utrzymaniem gotowości w czasie służby. Słowo klucz dyżuru to “gotowość”. 

Zima – krótki dzień, trudne akcje, służba śniegowo-lawinowa. Ratownicy mają wtedy pełne ręce roboty. (arch. Michała Klamuta)

Prawie na zakończenie zapytam – Karkonosze to niebezpieczne góry?  

Nie istnieją takie słowa jak bezpieczne góry. Często ludzi wprowadza się w błąd, że jedne góry są mniej bezpieczne, drugie bardziej bezpieczne, a tak naprawdę nie istnieje hasło jak 100% bezpieczeństwa. Możemy iść w góry, ale trzeba się zawsze liczyć z jakimś współczynnikiem ryzyka. To ile procent tego ryzyka sobie dajemy zależy tylko od naszej wiedzy, zimnej kalkulacji i tego na ile możemy sobie pozwolić w tych górach. Nie wprowadzajmy ludzi w błąd. Góry są z założenia niebezpieczne. 

Co życzy się goprowcom? Spokojnych dyżurów, ciekawych akcji czy poszkodowanych z poczuciem humoru? 

Tradycyjnie: spokojności, zdrowia i humoru. Żeby ta praca wyglądała nadal jak wygląda i sprawiała nam tyle satysfakcji, ile sprawia. Inaczej to wszystko nie będzie miało sensu. 

Zatem tego wszystkiego Ci życzymy! Dzięki za rozmowę. 


Zobacz artykuł o tym, jak przekazać 1,5% podatku na GOPR –> kliknij tutaj.

Przekaż 1,5% swojego podatku na ratowanie życia i zdrowia w górach.
Spodobał Ci się ten artykuł? Podziel się nim:
Zobacz również:

Możliwość komentowania została wyłączona.